Legendarny gitarzysta Led Zeppelin skończył 80 lat


Kiedy pisał takie utwory jak „Whole Lotta Love”, „Immigrant Song” czy nieśmiertelne „Stairway to Heaven”, był niespełna trzydziestolatkiem. Wkład Jimmy’ego Page’a, założyciela i gitarzysty Led Zeppelin, w rozwój muzyki jest dziś niemożliwy do przecenienia.Urodzony 9 stycznia 1944 roku Jimmy Page jest gitarowym samoukiem. Jako nastolatek ćwiczył gitarowe rzemiosło u boku szkolnego kolegi, Jeffa Becka, który sam stał się później wielką gwiazdą rocka. Obdarzony nieprzeciętnym talentem muzycznym Page karierę zaczynał w latach 60. jako muzyk sesyjny. Jego grę można usłyszeć w pochodzących z tamtych czasów nagraniach m.in. takich artystów, jak Petula Clark, Marianne Faithfull czy zespoły The Who i The Kinks. W 1965 roku dołączył do grupy Yardbirds, po tym jak opuścił ją Eric Clapton. To właśnie z tej formacji wykluł się Led Zeppelin – jeden z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych zespołów w historii rocka. Podczas występów na żywo z grupą Led Zeppelin znakami rozpoznawczymi Page'a była dwugryfowa gitara, której używał w niektórych utworach, oraz smyczek, służący mu do wydobywania nietypowych, przeciągłych dźwięków ze swojego instrumentu. – To była trochę zabawa estradowa, ale robiła wtedy ogromne wrażenie – mówi Leszek Adamczyk. – Zresztą Page, obok Hendriksa, poniekąd stworzył wizerunek muzyka estradowego, z makijażem, fryzurą i gitarą. Wszystko to się liczyło, choć muzyka była oczywiście najważniejsza – dodaje dziennikarz. 
 
Foto: PAP/Newscom/Rocco Spaziani


Szczyt kariery Page'a przypadł na czasy, gdy używki były nieodłączną częścią stylu życia muzyka rockowego. Najwyższą cenę zapłacił za to kolega Jimmy'ego z zespołu Led Zeppelin, perkusista John Bonham, który zmarł mając zaledwie 32 lata. Sam gitarzysta też nie należał wówczas do abstynentów. Pod koniec 1969 roku album „Led Zeppelin II" zdetronizował na szczycie listy przebojów „Abbey Road" Beatlesów i „Let It Bleed" The Rolling Stones – płyty największych gigantów pierwszej dekady rock and rolla. Królem drugiej dekady stał się zespół kierowany przez Jimmy'ego Page'a – czarnoksiężnika z gitarą.Zanim świat poznał jego nazwisko, zagrał jako artysta sesyjny w nieśmiertelnych hitach „You Really Got Me" The Kinks, „Baby Please Don't Go" Them z Vanem Morrisonem i na debiutanckim singlu The Who „I Can't Explain", bondowskim "Goldfinger" Shirley Bassey czy "As Tears Go By" Marianne Faithfull. Keithowi Richardsowi pokazał, jak wykonać solówkę w „Heart of Stone". Zagrał na debiutanckiej płycie Joe Cockera “With a Little Help from My Friends”. Brał udział w nagraniu „Beck's Bolero” supergrupy Jeffa Becka. Uczył się u Johna McLaughlina, znanego później z The Mahavishnu Orchestra. – Jako pierwszy muzyk pop miałem swój sitar, przysłany prosto z Indii – chwalił się. Wyprzedził pod tym względem George'a Harrisona. Jego talent dostrzeżono w londyńskim klubie Marquee. Tam pojawiali się przyszli muzycy The Rolling Stones i The Yardbirds, zafascynowani bluesem. Dostał zaproszenie do pracy w studiach EMI. – Problem pojawił się, gdy wciśnięto mi w dłoń kartkę z rzędami kropek i linii. Wszystko to przypominało wrony siedzące na drutach, coś okropnego – wspominał pierwszy kontakt z nutami, których nie znał. To nie przeszkodziło mu w karierze muzyka sesyjnego, ponieważ członkowie zespołów zyskujących sławę w pierwszej połowie lat 60. nie tylko nie znali nut: oni nie umieli dobrze grać. Gdy menedżer The Yardbirds Giorgio Gomelsky zapytał, czy nie miałby ochoty zastąpić odchodzącego z grupy Erica Claptona, Jimmy zrezygnował z tygodniowej gaży 25 funtów, bo już wtedy zarabiał trzy razy tyle. Polecił do zespołu swojego przyjaciela Jeffa Becka. Muzykowali jeszcze jako nastolatki w szkole. Grali w salonie Page'ów, gdzie, jak wspominał Beck, „nie było miejsca, żeby przekręcić potencjometr w gitarze". Dzięki Claptonowi Page poznał francuską modelkę Charlotte „Charly" Martin, która po latach została jego żoną i matką pierwszego dziecka. Ale do debiutu namówiła go Jackie DeShannon. Singiel „She Just Satisfies" ukazał się w lutym 1965 roku. Potem dał się namówić Beckowi na udział w The Yardbirds. – Zwrócił kiedyś uwagę na właściwy sposób ubierania się – wspominał Jim McCarty. – Interesowały go też różne perwersje, choć nie mówił na ten temat zbyt wiele. Czasami napomknął coś o jakichś „zboczonych" przedmiotach czy markizie de Sade. Z tego okresu zachowały się promocyjne zdjęcia The Yardbirds, na których widać Page'a noszącego niemiecką odznakę wojenną z orłem dzierżącym w szponach swastykę. Gdy Jeff Beck zrezygnował z zespołu, Page stanął na czele The Yardbirds i mógł sobie pozwolić na kupno barki zacumowanej u brzegu Tamizy. Prenatalną formą Led Zeppelin byli The New Yardbirds. W tym okresie pojawił się u boku Page'a jeden z najsłynniejszych rockowych menedżerów Peter Grant. To wtedy Atlantic wypłacił zespołowi Page'a 200 tysięcy dolarów z tytułu podpisanego na pięć lat kontraktu dystrybucyjnego. Była to rzecz niespotykana w przypadku grupy, która nie miała jeszcze żadnych nagrań. Dodatkowo Grant i Page zachowali całkowitą kontrolę nad sprawami artystycznymi. Koszt realizacji debiutanckiej płyty Led Zeppelin wyniósł 1782 funty. Grupa spędziła w studiu 32 godziny. Sukces finansowy Zeppelinów oparty był też na tym, że nie wydawali singli. – Jeśli możesz sobie pozwolić na niewydawanie singli, to na pewno nie wypadłeś sroce spod ogona – tłumaczył Grant. Poza tym single nie dawały wielkiego zarobku. Żeby posłuchać nagrań, trzeba było kupić longplay, a milion sprzedanych płyt dawało 10 mln dolarów. Już pod koniec 1970 roku Page kupił za 100 tysięcy funtów wiejską posiadłość Plumpton Place z czasów króla Jakuba. Dom otoczony był fosą, a całość opadała tarasami w stronę jeziora. – Ten zespół nie potrzebuje żadnej promocji – mówił Grant organizatorowi koncertów. – Niech pan tylko ogłosi przez radio, że Led Zeppelin występuje w Madison Square Garden, a za godzinę ma pan wszystkie bilety wyprzedane! Page, który przez kilka lat pracował w studiach nagraniowych, był nie tylko wirtuozem, ale i muzykiem przygotowanym do roli producenta. Dlatego płyty Led Zeppelin odznaczają się najlepszą jakością dźwięku i brzmienia. Jimmy odpowiadał za nagrywanie, miksowanie, kształt utworów. Mówił: – Ludzie nie są tego świadomi. Myślą, że całymi dniami siedzimy wygodnie na tyłkach, ale tak nie jest. Od momentu założenia grupy nie byłem na żadnych wakacjach. Źródło: rp.pl/Materiał Prasowy

Komentarze