Steven Wilson zagra w Polsce

Steven Wilson
Koncertowy, multimedialny dysk z rejestracją występu w londyńskiej Royal Albert Hall to rarytas. Teraz Steven Wilson zagra w Polsce. Najlepszy brytyjski muzyk, o którym wielu nigdy nie słyszało. Takie zdanie pojawia się w recenzjach dokonań Stevena Wilsona. Recenzjach wyłącznie entuzjastycznych. Choć zabrzmi to przewrotnie, ale opinia o specyficznej popularności Wilsona, to chyba najlepsza reklama tego znakomitego artysty. Steven Wilson przypomina trochę postać nieodżałowanego Allana Holdswortha, gitarzystę, którego geniuszem nazywali koledzy po fachu. Guru, ale wielu o nim nigdy nie słyszało. Podobnie jest z Wilsonem. To wizjoner muzyki rockowej, człowiek, który ma coś artystycznie do pokazania światu. Jego płyty solowe, a regularnie publikuje je od czasu rozwiązania formacji Porcupine Tree i Blackfield, to swoiste powieści, w których każdy utwór to osobny rozdział. Dezinformacja i manipulacja mediów, zagubienie w dzisiejszym świecie – to częste tematy jego utworów. Nie są to są zwyczajne piosenki, bo przebój „Pariah" z ostatniego krążka „To The Bone", w którym liderowi towarzyszy Ninet Tayeb, wokalistka o głosie „wczesnej Edyty Bartosiewicz", to przysłowiowa jaskółka, która nie czyni wiosny. Typowe kompozycje Wilsona to rozbudowane formalnie formy, wpisujące się w najciekawszy nurt prog-rocka. A mozolna praca w studiu nagraniowym w jego wypadku możliwa jest do przeniesienia na koncertowa scenę. Ten perfekcjonista pokazuje, jak ważne są dla nas wiara, miłości, rodzina, empatia. W jednej z piosenek wręcz wykrzykuje swój protest przeciwko znieczulicy, opisując m.in. historię celebrytki, która została odnaleziona kilka lat po śmierci we własnym mieszkaniu, bo nikt nie zauważył jej odejścia, a fama, że wyjechała na odległe wyspy uspokoiła czujność bliskich. – Świat powoli zatapia się chaosie, a odróżnienie dobra od zła nie jest już takie proste – powiedział kiedyś Wilson. – Emigranci, terroryzm, religijny fundamentalizm odciskają piętno na życiu naszym i naszych rodzin. Przeciwstawieniem tego jest miłość, bliscy i rodzina. Musimy stawiać na prawdę i życie. Na nadzieję i wdzięczność. Wydany właśnie na dysku blu-ray koncert z Royal Albert Hall to album absolutny. Technologicznie, brzmieniowo i artystycznie. Trzy godziny genialnego koncertu uzupełnione dodatkami (wywiad, fragmenty prób, zdjęcia). Płyta to efekt występów, kiedy to w marcu 2018 roku Wilson trzykrotnie zagrał wyprzedane koncerty w tej jednej z najsłynniejszych sal na świecie. Można było wówczas usłyszeć nie tylko utwory z „To The Bone", ale również przekrój kompozycji z niezwykle bogatego dorobku Stevena Wilsona z innych projektów. Występy miały wyjątkową oprawę wizualną. „To był jeden z lepszych koncertów roku – a mamy dopiero marzec" – zrecenzował koncerty „The Sun". Dzisiaj w recenzjach czytamy, że to najlepszy album koncertowy 2018 roku, pięciogwiazdkowe recenzje to norma. „Home Invasion: In Concert at the Royal Albert Hall" to zapis ostatniego z trzech koncertów, który trwał niemal trzy godziny. Obraz został zarejestrowany przez kilkanaście kamer zarówno ze sceny, jak i publiczności, a prace nad miksem dźwięku osobiście nadzorował lider. Jeszcze niedawno Stuart Wilson z kompanami przemierzał USA i Kanadę, ale już 7 lutego zagra w Łodzi, a dzień później w Krakowie.Źródło: Rzeczpospolita

Komentarze