Dawid Podsiadło i Taco Hemingway zawładneli stadionem PGE Narodowy

Oprawa, komplet publiczności i seria the best of razy dwa zagwarantowała sukces, bo inaczej nie można napisać o tym, co wczoraj wydarzyło się na PGE Narodowym. Takiego rozmachu nie miał dotąd żaden koncert polskiego artysty popularnego. Głód polskiej muzyki w najlepszym wydaniu osiągnął punkt krytyczny. Bo kiedy na scenę wychodzi artysta, którego na co dzień raczej trudno usłyszeć w radiu i który nie udziela wywiadów, a mimo to refreny jego piosenek śpiewa cały stadion, to o czym to świadczy? 

Po pierwsze, że Taco Hemingway jest niezmiennie najpopularniejszym polskim raperem, po drugie, że hip-hop jako forma opowiadania historii to numer jeden dla młodego pokolenia. Tuż obok mnie siedział (to ważne) ultra fan Taco. On nie śpiewał, on wykrzykiwał te teksty. W pewnym momencie wyskoczył w powietrze i pobiegł do pierwszego możliwego tunelu, żeby wytańczyć te wersy, wyrzucić z siebie energię, która nie pozwalała mu usiedzieć na miejscu. Jak wrócił, wytłumaczył siedzącej obok dziewczynie: - Jestem świrem na jego punkcie - to o Taco. Tak brzmiała w sobotę WWA. Stołeczny Hemingway gościł kolegów i koleżanki. Na scenie był Pezet, Rosalie., Otsochodzi i Quebonafide. Ten ostatni najmocniej zaznaczył z Taco swoją obecność. Nic w tym dziwnego, wokół Quebonafide zrobiło się tak głośno, że Open’er zaprosił ich na dużą scenę. Sobotni wieczór to tylko tego ciąg dalszy. W drugiej części wieczoru na scenę wyszedł Dawid Podsiadło. Zupełnie inny koncert, w końcu słychać było żywy instrument. Obok jego the best of usłyszeliśmy dwie odezwy do fanów. Po pierwsze, nie nagrywaj, oglądaj, bo z nagrania i tak nic nie usłyszysz. Dwa, planeta, chroń ją, bo umiera i potrzebuje nas. Zainteresuj się, poczytaj naukowców, to ostatni moment. Trzeba docenić to, w jaki sposób ten młody artysta wykorzystuje swoje zasięgi. Zrobił to wcześniej w "Małomiasteczkowym:, kontynuuje to teraz. Brawo! Na PGE Narodowym zabrzmiały jego najbardziej znane i lubiane (a tych jest mnóstwo) przeboje. Jednak moment magiczny był jeden. Kiedy zabrzmiały pierwsze takty "Nieznajomego", ludzie zaczęli włączać latarki w telefonie. Dawid szybko to zauważył. "Dobra, to jak wszyscy, to wszyscy". Pół minuty później PGE Narodowym był jednym wielkim świetlikiem, a zdjęcia łapiące tę chwilę obiegły media społecznościowe. Nie ma wielu takich artystów, tak zdolnych i z taką empatią. Zrobiliście to, panowie, czapki z głów przed Dawidem i Taco! Tym bardziej, że na widowni było kilka pokoleń. Rodzice z dziećmi, nawet kilkuletnimi. Do piosenek Dawida bawił się każdy. Jego teksty uwrażliwiają, jego obecność poprawia nastrój. Nagrywaj nam długo, chcemy więcej! Taco oprowadza po Warszawie, jego rap narracje to czujne wnioski z ostatnich wydarzeń. Jego osobistych, ale tych zaobserwowanych także. Obśmiewa w nich życie bez zmartwień w wielkim mieście, brak celu w życiu młodych i determinacji w zdobywaniu własnych szczytów. Oni zdobywają kolejny, największy z dotychczasowych. Takie wieczory pamięta się długo. Nawet jeśli nie jest to twoja muzyka, to chcesz w nim wziąć udział, bo wiesz, czujesz, że tu wydarzy się coś znaczącego. I zdarzyło. Wielkie brawa dla wszystkich osób zaangażowanych w tę produkcję. To nie udało by się, gdyby nie zaangażowanie i odwaga otoczenia, która gra na tych, których widzimy na plakatach. To była ta noc. Będziemy ją długo pamiętać!. (Onet.pl)

Komentarze