25-lecie debiutanckiej płyty zespołu Myslovitz

“Myslovitz” to debiutancki album zespołu Myslovitz, wydany w 1995 roku. Zawiera 11 utworów. Z okazji 25-lecia tej płyty przywołujemy kilka wspomnień związanych z tym wydawnictwem. W tym roku mija 25 lat od wydania jednego z najważniejszych debiutanckich albumów w historii polskiej muzyki rozrywkowej. Dokładnie ćwierć wieku upłynęło od ukazania się krążka formacji Myslovitz, zatytułowanego po prostu “Myslovitz”. Czterej młodzi muzycy pojawili się wtedy w momencie wielkiej fascynacji grungem oraz hip-hopem w naszym kraju i postanowili nagrać coś zupełnie innego, nieco bardziej “brytyjskiego”. Produkcją zajął się Ian Harris, a album zarejestrowano w studiu Radia Łódź dokładnie w 1995 roku. Zespół do dziś wspomina ten czas bardzo dobrze, mogąc nagrywać z kimś takim jak Ian (współpracujący koncertowo z Joy Division). Płyta “Myslovitz” wyróżnia się od pozostałych ich wydawnictw dużą szorstkością i eklektyzmem, co daje poczucie jej niezwykłości. Wojciech Kuderski (perkusista zespołu) po latach wspominał ” My z bratem byliśmy zawsze bardziej Beatlesowi, natomiast resztę zespołu ciągnęło bardziej w stronę Pink Floyd. My zbóje z Liverpoolu a oni grzeczni chłopcy z Liceum”. Słuchając wydawnictwa można odnieść wrażenie, że zespołowi w tamtym okresie bardzo łatwo komponowało się utwory typu “Zgon” czy “Jim Best” (utwór był grany wcześniej jednak pojawił się dopiero na “Sun Machine” w 1996 roku). Każdy z czterech członków (Przemka wtedy jeszcze nie było) dołożył swoje “pięć” groszy w sukces artystyczny albumu. Wojciech Powaga swoimi genialnymi partiami gitarowymi ozdabiał każdą kompozycję, przez co każda stawała się ciekawsza i oryginalniejsza. Jacek Kuderski po raz pierwszy pokazał światu jakim jest genialnym basistą i kompozytorem, przy okazji też idealnie spełnił swoje zadanie jako wokalista wspierający. Wojtek “Lala” Kuderski w “ringowskim” stylu pokazał jak grać na bębnach po brytyjsku, no i Artur Rojek, który swoim wokalem i emocjami nacechował wizerunek kapeli na kolejne lata. Podczas przesłuchiwania zawartości płyty można odnieść wrażenie, że Myslovitz w tamtym czasie bardzo inspirował się takimi wykonawcami jak Radiohead, Suede, Blur, The Beatles a przede wszystkim Ride. Zespół najbardziej przypominał brzmieniowo ostatnią wymienioną grupę szczególnie z ich albumu “Nowhere”, który ukazał się w 1990 roku. “Myslovitz” jako całość to nieprzeciętnie dobry krążek, który w momencie wydania nie cieszył się zbyt dużym zainteresowaniem, dopiero kolejna płyta “Sun Machine” z przebojami “Z twarzą Marylin Monroe” i “Peggy Brown”, została zauważona przez szerszą publikę. Najlepsze utwory moim zdaniem to legendarne “Good Day My Angel”, “Papierowe Skrzydła”, “Deszcz” i oczywiście “Zgon”. Jacek Kuderski (basista) po latach uważa, że krążek dla niego brzmi trochę jak kaseta demo i powinni go nagrać jeszcze raz. A przecież to właśnie dodaje niesamowitego urokowi płycie, którym ciężko się znudzić. Na zakończenie chciałbym wyznać jak wielki wpływ na mnie miała, ma i będzie mieć ta płyta. Kiedy usłyszałem ją pierwszy raz zapragnąłem by każdy artysta brzmiał i komponował tak jak robi Myslovitz. Każdemu, kto nie słuchał muszę przyznać, że wiele stracił i musi jak najszybciej nadrobić te zaległości. ARCYDZIEŁO! Mój TOP3 polskich wydawnictw.

Komentarze