Sanah zaserwowała ucztę nad ucztami na PGE Narodowym


Niespełna miesiąc po historycznym koncercie Dawida Podsiadły na PGE Narodowym przyszła pora na pierwszą Polkę, która zapełniła stadion po brzegi. Sanah zaserwowała przed niemalże 70-tysięczną widownią w Warszawie "Ucztę nad ucztami". Dań było tyle, że dało się najeść do syta.Odbiorcy wezmą udział w największej uczcie muzycznej, którą zgotuje nam najpopularniejsza polska artystka" – tak promowana była pierwsza stadionowa trasa koncertowa sanah. Trudno się nie zgodzić. Pełna wdzięku wokalistka przygotowała ucztę dla oka i ucha.Podobnie jak na poprzednich stadionach (w Chorzowie i Gdańsku) ucztę rozpoczął Robert Makłowicz, który na nagraniu wideo w swoim stylu zaprosił na koncert, obiecując, że publikę czeka wiele smacznych momentów. Nie były to słowa rzucone na wiatr. Od razu potem z głośników zaczął "szampan wylewać się".Po pierwszych utworach artystka opowiedziała pełne wdzięku historie, na które ludzie reagowali salwami śmiechu.Ale trudno o wzdęcia po tym koncercie, gdy wszystko przebiega ze smakiem. Ba! Gdy po przystawkach i daniu głównym serwowany jest deser za deserem. Bez wątpienia jednym z nich było pojawienie się na scenie Tomasza Kota. Sanah zaśpiewała z prof. Ambrożym Kleksem swój nowy hit "Jestem twoją bajką", promujący film "Akademia pana Kleksa", którego premiera, jak wyjawił aktor, "wkrótce".Po tym wykonie koncert rozpędzał się "złotą autostradą" z minuty na minutę. I tu warto zaznaczyć, że Sanah na PGE Narodowym wystąpiła chora. Przed wyjściem na scenę miała dwa zastrzyki.Było kilka momentów, kiedy między wersami Sanah kaszlała. Tym bardziej czapki z głów, bo z każdym utworem było tylko lepiej. Młoda artystka śpiewała bez zadyszki niespełna trzy godziny. I to na żywo (!), co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie oczywiste. No i oczywiście tradycyjnie po kilku pierwszych utworach ogłosiła, że dalszą część koncertu da boso. Gdy jednak zobaczyła w tłumie transparent "Oddaj mi buty", podarowała swoje obuwie jednej z fanek. Nie jest trudno się domyślić, że tym zagraniem kupiła sobie publikę.Nie tylko pojawienie się na ekranach Roberta Makłowicza było jednym z elementów, które doskonale mogą kojarzyć ci, którzy wzięli udział w koncertach w Chorzowie i Gdańsku. Niespełna 70-tysięczna widownia zgromadzona w Warszawie również mogła zobaczyć nagranie z wesela wokalistki, które miało miejsce w zeszłym roku. Były też występ w białej sukni, latanie nad sceną, confetti, bańki, dymy "etc.".Można by powiedzieć, że powtórka z rozrywki, ale nic z tego. Sanah przyjechała na Narodowy z autokarem gości. Najpierw był wspomniany już Tomasz Kot. Jakież było zaskoczenie ludzi, gdy na scenie wybrzmiał przebój T.Love "Chłopaki nie płaczą" i to w duecie z Muńkiem Staszczykiem. Prawdziwe ciary miałem jednak dopiero wtedy, gdy rozbrzmiały pierwsze wersy "Snu we śnie" w wykonaniu sanah i Grzegorza Turnaua.Pozdrawiam serdecznie też stojącą obok mnie panią, która po wejściu na scenę Dawida Podsiadły zareagowała tak entuzjastycznie, że nawet nie zdążyłem się zorientować, jak krzycząc z radości i nagrywając jednocześnie telefonem, w mgnieniu oka wskoczyła na barierkę. Ale nie ona jedna. Aplauz, gdy zaczął śpiewać z Sanah "Ostatnią nadzieje", bez przesadnej kokieterii, miał moc.Z wizytą na PGE Narodowy wpadli też chór dziecięcy czy Vito Bambino, który zaserwował z sanah "kawkę na wynos", ale tak dobrze zaparzoną, że nic tylko można zaśpiewać "ooo, ale jazz".Sanah jest i do tańca, i do różańca. Świadczy o tym nie tylko przekrój widowni na warszawskim koncercie (od dzieci, przez młodzież i młodych ludzi, po starsze osoby), ale też umiejętność zaserwowania zarówno dobrej rozrywki (czego wyraz dali fani, rzucając na scenę i bukiety kwiaty – jeden uderzył ją w głowę i na chwilę uniemożliwiało to śpiew, i wianki, a nawet stanik), jak i dania pełnego wzruszających składników. Jak powiedziała, to pierwszy stadionowy koncert, na którym byli jej mama, tata, sześcioro rodzeństwa, wujek, ciocia...W tym momencie nie mogło być innego utworu, jak "Najlepszy dzień w moim życiu", który 22 września 2023 r. nabrał zupełnie nowego znaczenia. Jego słowa aż prosiły się o lekką aktualizację. Tak też się stało, bo zamiast "mam dziś 25 lat i wciąż marzę o stadionie" usłyszeliśmy "mam dziś 26 lat i śpiewam na stadionie". "Chcę patrzeć na was do końca życia. I chcę się z wami zestarzeć" – mówiła Zuzia na PGE Narodowym, dodając, że łącznie na koncertach stadionowych pojawiło się 180 tys. osób. Niby śpiewała słowa Wiesławy Szymborskiej "nic dwa razy się nie zdarza", ale już podczas tego utworu miałem przeczucie, że zdarzy, zdarzy i to wcale nie w dalekiej przyszłości. Chwilę potem Sanah ogłosiła, że w przyszłym roku planuje wydać dwie płyty i wyruszyć w dwie trasy koncertowe. Na koniec występu na ekranach pojawiła się natomiast księga "sanah z bajki", której zawartość czyta Zbigniew Zamachowski.Sanah 22 września 2023 r. przybyła do swojego "Eldorado" (które nota bene zaśpiewała dwa razy), czyli rodzinnego miasta. Zaserwowała ucztę nad ucztami – pełną uroku, dobrych dźwięków (i mówię to ja – antyfan akustyki na Narodowym) i niespodzianek. Bez żadnego wzdęcia, a co jeszcze ważniejsze – bez żadnego zadęcia. Smutno mi Boże. Wróć. Smutno mi Zuziu, że póki co karmić muszę się wspomnieniami. Źródło: One, Foto: Prus Agency/East News

Komentarze