Choć autorami "Yellow Submarine" był duet Lennon/ McCartney, piosenka najsilniej kojarzona jest z Ringo Starrem, jej wykonawcą i perkusistą The Beatles. Jej wykonanie jest kulminacyjnym momentem każdego koncertu jaki daje. Melodia refenu przeboju w latach 60. służyła studentom i robotnikom do wykrzykiwania antyrządowych i antywojennych haseł. "Yellow Sumbarine", dziesiąty album w dyskografii Beatlesów ukazał się 50 lat temu, 13 stycznia 1969 r.
- Yellow Submarine" to jeden z największych przebojów The Beatles. Piosenka ukazała się po raz pierwszy w 1966 r. na albumie "Revolver", wykorzystano ją także w filmie animowanym i na 9. albumie grupy
- "Próbowaliśmy po prostu napisać piosenkę dla dzieci" - tłumaczył Paul McCartney zamęczany przez dziennikarzy pytaniami o znaczenie słów piosenki
- Melodia refrenu służyła w trakcie antywojennych i antyrządowych protestów do wykrzykiwania politycznych haseł
- Choć jego autorami byli John Lennon i Paul McCartney, utwór najczęściej kojarzony jest z śpiewającym go perkusistą zespołu Ringo Starrem, do dziś uważanym za kiepskiego muzyka, który dzięki szczęściu znalazł się u boku geniuszy
- Dziewiąty album w dorobku The Beatles - "Yellow Submarine" - ukazał się 50 lat temu, 13 stycznia 1969 roku.
Próbowaliśmy po prostu napisać piosenkę dla dzieci" - przyznawał w 1967
r. Paul McCartney zamęczany przez dziennikarzy pytaniami o znaczenie
słów piosenki "Yellow Sumbarine". "Nie ma żadnego drugiego dna i
ukrytych przesłań" - przekonywał niedowiarków. Każdy rozumiał ją jak
chciał; dziennikarz Peter Doggett w książce "There's a Riot Going On"
uznał nawet, że "znaczeniowo pusta" piosenka przypomina muzyczny test
Rorschacha dla radykałów. Dziennikarz "P.O. Frisco" doszukiwał się w
żółtej łodzi podwodnej antywojennej wymowy: chodzi o społeczeństwo!
Odizolowane od wojny prowadzonej w jego imieniu, głuche i
nieodpowiedzialne, jakby w łodzi podwodnej, której kolor symbolizować
może jedynie zagładę nuklearną.Chwytliwą melodię refrenu przejęli zbuntowani studenci. Na marszach
przeciwko amerykańskiej wojnie w Wietnamie śpiewali: "We're all dropping
jellied gasoline" - "wszyscy zrzucamy galaretowatą benzynę" - o
zrzucaniu napalmu na wietnamskie wsie. Strajkujący robotnicy w Wielkiej
Brytanii wykrzykiwali na demonstracjach "We all live on bread and
margarine" - "wszyscy żyjemy na chlebie i margarynie". Poeta i działacz
ruchu Black Power w "Yellow Submarine" widział jedynie zdystansowanie
białego człowieka od problemów prawdziwego świata.
Kto
nadawał się lepiej do zaśpiewania nonsensownej piosenki dla dzieci niż
Ringo Starr? Żaden z pozostałych Beatlesów nie brzmiałby dostatecznie
groteskowo. "Yellow Submarine" ukazała się jako singiel, promujący album
"Revolver", wraz ze smutnym "Eleanor Rigby", mówiącym o starości i
samotności utworem uważanym za jedno z największych artystycznych
osiągnięć The Beatles. Natychmiast znalazła się na szczytach list
przebojów i pozostała "numerem jeden" w Wielkiej Brytanii przez 4
tygodnie. Znalazła się także na albumie "Yellow Sumbarine", wydanym w
1969 r. jako ścieżka dźwiękowa do filmu animowanego pod tym samym
tytułem.
Choć
autorami przeboju był duet Lennon/ McCartney, "Yellow Submarine"
piosenka najsilniej kojarzona jest z Ringo Starrem, jej wykonawcą i
perkusistą grupy. Jej wykonanie jest kulminacyjnym momentem każdego
koncertu, jaki daje. Doświadczyłem tego na własnej skórze, gdy w czerwcu
2011 r. wybrałem się do Sali Kongresowej w Warszawie skorzystać z
jedynej - jak wówczas mniemałem - szansę na zobaczenie prawdziwego
Beatlesa na żywo. Gdybym wiedział, że dwa lata później do Warszawy
przyjedzie Paul McCartney, nie kupiłbym biletu na koncert Starra.
Koncert
Paula McCartneya i koncert Ringo Starra to zupełnie innych
doświadczenia. McCartney jest do bólu profesjonalny, przygotowany, każda
sekunda 3-godzinnego show jest starannie zaplanowana. Występ Ringo to
zabawa o nieco mniejszych ambicjach. Na scenie towarzyszył mu zespół,
złożony z członków różnych grup z lat 80.; pozwala im zagrać jeden, dwa
największe przeboje z czasów minionej sławy, ale tych i tak nikt nie
chce słuchać. Chodziło tylko o te kilka piosenek Beatlesów, które
zaśpiewał Ringo - wiecznie poniżany i wyszydzany. Warszawski koncert
zakończył się rytualnym odśpiewaniem "Yellow Submarine"; część
publiczności unosiła w górę kartonowe żółte łodzie podwodne.
"Ringo nie jest najlepszym perkusistą na świecie. Nie jest najlepszym
perkusistą nawet w The Beatles" - to wypowiedź przypisywana Lennonowi. W
rzeczywistości żart opowiedział w 1983 r. angielski komik Jasper
Carrott. Instrumentalne umiejętności i muzyków The Beatles od lat
stanowi przedmiot żywej debaty.
W
2018 r. w szeroko komentowanym wywiadzie udzielonym "New York Magazine"
Quincy Jones stwierdził nawet, że "Beatlesi byli najgorszymi muzykami na
świecie". "Niczego nie potrafili zagrać, a Paul McCartney był
najgorszym basistą jakiego w życiu słyszałem" - wyrokował legendarny
producent i trębacz - "A Ringo? Lepiej o tym nawet nie mówić".
Jones
pracował z perkusistą przy jego debiutanckim albumie "Sentimental
Jorney" z 1970 r. Wspominał mękę przy nagrywaniu "Love Is a Many
Splendored Thing", oscarowej piosenki z filmu pod tym samym tytułem z
1955 r. "Ringo męczył się trzy godziny z nagraniem prostej rzeczy. Nie
dawał rady. Poradziliśmy mu, żeby zrobił sobie pół godziny przerwy,
napił się czegoś, zrelaksował" - wspominał Jones. Gdy Starr się oddalił,
producent zadzwonił do Ronnego Verella, angielskiego perkusisty
jazzowego. "Ronnie od niechcenia nagrał wszystko w 15 minut. Ringo
wrócił, kazał puścić sobie taśmy. Jednak nie zagrałem tak źle! - uznał".
Dodał jednak, że Starr to "świetny gość".
Z
perkusisty The Beatles regularnie żartują twórcy amerykańskiego serialu
satyrycznego "Family Guy", przedstawiając Starra jako "gorszego
Beatlesa", najmniej utalentowanego i wzbudzającego najmniejsze
zainteresowanie fanek. Starr nie miał charyzmy Lennona, uroku
McCartneya; nie był perkusistą-showmanem jak Keith Moon z The Who czy
John Bonham z Led Zeppelin. Jego krytycy są zgodni: Ringo miał
największy fart w historii; załapał się na pracę w The Beatles u boku
geniuszy.
"Czy
najlepszy perkusista to ten, który odznacza się sprawnością techniczną?
Czy może ten, który nadaje piosence właściwy rytm, wyczcie?" - pytał
Dave Grohl, były perkusista Nirvany i lider Foo Fighters w laudacji z
okazji wprowadzenia Starra do Rock and Roll Hall of Fame. "Ringo jest
królem wyczucia" - ocenił.
Starr
nie popisywał się, nie grał solówek, nie dominował nad piosenką i
gitarami. Jedyne odstępstwo, na jakie sobie pozwolił to 15 sekund w "The
End", wieńczącym ostatni album zespołu "Abbey Road". Nie szaleje, gra
prosty groove. 20 lat później wykorzystają go Beastie Boys na "The
Sounds of Science". Z partii Ringo Starra czerpali również J Dilla i The
Chemical Brothers. Więc może, nawiązująć do słów perkusisty, jednak nie
zagrał tak źle.Źródło:
Onet
Komentarze
Prześlij komentarz